Używamy Cookies w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Dalesze korzystanie z tego serwisu oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Dowiedz się więcej o naszej polityce prywatności

Zamknij

15 - 24/06/2018

fot. K. Schubert
Galeriafot. K. Schubert

Koniecznie Konieczny Zubel

Dorota Szwarcman

Powiem szczerze, że bałam się – i pewnie nie ja jedna – tego koncertu. Zygmunt Konieczny miał wielkie szczęście do genialnych wykonawczyń. Ale jeśli ktoś ze współczesnych mógł wyzwaniu sprostać, to właśnie Agata Zubel.

Do kolejnego, po Plamach na słońcu (piosenki Derwida, czyli Witolda Lutosławskiego), Chopin around i Szymankach kurpianowskich, projektu prezentującego nowe spojrzenie na twórczość danego kompozytora, dołączył właśnie program Konieczny? … Koniecznie!, do którego duet Elettrovoce, czyli Agata Zubel i Cezary Duchnowski, doprosił tym razem wiolonczelistę Andrzeja Bauera (z którym współpracował już przy Lutosławskim i Chopinie) i pianistę Bartka Wąsika, tego z zespołu Kwadrofonik. Zadanie postawili sobie muzycy ogromnie trudne. No bo co zrobić z piosenkami, które śpiewała taka mistrzyni jak Ewa Demarczyk? Trudno do niej w ogóle nie nawiązywać. Agata Zubel nie mogła tego nie zrobić w Grande valse brillante czy Karuzeli z madonnami. Cytat interpretacyjny, jeśli tak można powiedzieć, był ukazany z całą premedytacją.

Zubel ma jednak także swój własny styl śpiewania, dramatyzm i osobowość. Taki pejzaż – to już była o wiele bardziej ona niż Demarczyk, z różnymi charakterystycznym efektami, zupełnie innym rodzajem demoniczności (nazywam to „głosem strzygi”; do tekstu zresztą taka interpretacja bardzo pasuje). Ogólnie piosenki zostały potraktowane przez opracowujących bardzo dyskretnie, ale w kilku z nich różnice z powszechnie znanymi interpretacjami – nie tylko zresztą Demarczyk, ale też Anny Szałapak, Haliny Wyrodek i ogólnopiwnicznymi (Przychodzimy, odchodzimy) – były dość wyraźne.

Np. w piosence Ta nasza młodość solistka z początku śpiewała to, co w piwnicznym wykonaniu śpiewa chórek, a temat ze słowami tytułu pojawił się najpierw kilkakrotnie w fortepianie. Dopiero na sam koniec zaśpiewała: Ta nasza młodość z kości i krwi… (Inna sprawa, że Agata Zubel jest wciąż młoda, więc to w mniejszym stopniu dla niej piosenka, choć wykonuje ją świetnie.) Oczy tej małej śpiewała z rodzajem niewinnej czułości, a całości towarzyszył efekt tykania zegara. Inny wyrazisty efekt, jadącego powoli starego pociągu, towarzyszył piosence nowej, specjalnie na tę okazję przez Zygmunta Koniecznego napisanej: Ktokolwiek do wiersza Kazimierza Wierzyńskiego, bardzo gorzkiego i wstrząsająco aktualnego. Efekt był może zbyt dosłowny, ale robił wrażenie. Artystka miała też możność pokazać swą wszechstronność – Tomaszów został poprzedzony dokładnym „cytatem z cytatu”, czyli fragmentem zupełnie tradycyjnie wykonanej pieśni Schuberta An die Musik, która rozpoczyna się właśnie słowami Du holde Kunst. Zakończył się też Schubertem.

O ile w Grande valse brillante, zwłaszcza w kulminacyjnym momencie, w śpiewie słyszało się echo Demarczyk, to opracowanie było zupełnie inne – jakby z rozsypujących się nutek, ze zdezintegrowanego walca, ponadto jeszcze został dodany charakterystyczny efekt trzasków starej płyty. Takie ujmowanie w cudzysłów. Opracowanie Deszczów też było zupełnie inne – oryginał jest na tyle poruszający, że nie można było powtarzać efektu.

W sumie koncert (który był zamknięciem 16. Ogrodów Muzycznych na dziedzińcu Zamku Królewskiego) wzruszał i frapował. Kompozytor, który przybył osobiście, długo był wywoływany na estradę (to bardzo skromny człowiek i nie lubi się pokazywać), jak również artyści, po czym Agata Zubel powiedziała: No dobrze, będzie bis. I wykonali Taka głupia to ja już nie jestem – chyba nawet jeszcze śmieszniej niż czyniła to niegdyś Krystyna Zachwatowicz.

Tak więc jak ktoś będzie miał możność usłyszeć tę wersję Koniecznego – to koniecznie!

Artykuł ukazał się na blogu „Co w duszy gra” na stronie Polityki.